Cześć wszystkim...
Ze względu po prostu na brak komentarzy, wyświetleń i jakiegokolwiek ruchu na tym blogu, postanawiam go zawiesić na jakiś czas...
Może jeszcze kiedyś tutaj wrócicie i przeczytacie ostatni rozdział...
Do zobaczenia kiedyś,
Pati :)
And you call yourself honest?
środa, 22 kwietnia 2015
czwartek, 2 kwietnia 2015
Rozdział 7 + notka
Lena przysięgła sobie, że przy następnym spotkaniu z Marco po prostu wyzna mu prawdę. On był z nią we wszystkim szczery, ona niekoniecznie, ale było na to pewne usprawiedliwienie. Jednak nie tak dobre, żeby on to jej w jakikolwiek sposób wybaczył. Ta sytuacja ją coraz bardziej dobijała, ale na szczęście miała Jennę. Ona jedyna motywowała ją do tego, żeby się nie poddawać.
Najbardziej przerażająca była cisza ze strony Tobiasa. Oni się na coś szykowali. To było dla dziewczyny niemal w stu procentach pewne.
- Krzewczyk, twój telefon dzwoni! - zawołała z kuchni przyjaciółka.
- Już - mruknęła, po czym wstała z kanapy i podeszła do pomieszczenia.
Dzwonił Marco. Na twarzy brunetki pojawił się delikatny uśmiech. Tak. Lubiła go. Trochę bardziej niż wszystko inne na świecie.
- Halo? - spytała , gdy już odebrała.
Po chwili rozmowy rozłączyła się. Była cała w skowronkach.
- I co? - spytała Jenna.
- Dzisiaj wieczorem się z nim spotykam. U niego. - powiedziała z uśmiechem na twarzy, który zaraz zniknął tak szybko jak się pojawił.
- Już czas... - szepnęła przyjaciółka Leny, widząc jak szybko posmutniała.
- Już czas. - potaknęła głową delikatnie i spojrzała na blondynkę.
Usiadła przerażona na sofie. Nie wiedziała kompletnie jak mu to powiedzieć. To mogło się skończyć naprawdę różnie.
- Jeśli to się dostanie w dalsze kręgi, to ze mną koniec. - szepnęła i schowała twarz w dłoniach.
- Andrzej wie o tym?
- Co ty? Za nic. - odpowiedziała szybko. - wiesz tylko ty. Jego nie chce tym obarczać. Ma swoje sprawy na głowie.
- Ale to też twój dobry kolega. - westchnęła.
- Im więcej osób wie, tym gorzej. - spojrzała na Jennę Lena.
Wieczór nadchodził wielkimi krokami. Lena była potwornie zestresowana tą wizytą u Reusa, tym bardziej, że właśnie tego wieczoru miała powiedzieć mu prawdę. O niej, o tym co zrobiła, o wszystkim. Poszła wziąć prysznic, żeby choć trochę się odprężyć. Jednak to nie pomogło. Nic absolutnie nie pomagało jej chociaż trochę uspokoić.
Przez jej głowę przeplatało się chyba z milion myśli na minutę. To mogło w ogóle nie wypalić. Zależało jej na Reusie i to cholernie mocno. Dlatego postanowiła, że im szybciej to zrobi tym lepiej, ale nie przypuszczała, że z ego "im szybciej" zrobi się parę miesięcy.
Ubrała się w to. Uznała, że wygląda dostatecznie dobrze, żeby się pokazać. Po sińcu na twarzy nie było już kompletnie ani śladu, więc nie musiała się już tak mocno malować.
- Może tak być? - spytała Lena, wychodząc z łazienki.
- Wyglądasz ślicznie, wiesz? - spytała z delikatnym uśmiechem.
- Naprawdę? - spytała z nadzieją.
- Tak . - zaśmiała się przyjaciółka. - O której jesteś z nim umówiona?
- Gdzieś tak o 19:00. Czyli przydałoby się już wychodzić. - westchnęła cicho, po czym poszła ubrać buty i kurtę, bo zbyt ciepło nie było.
Pożegnała się z przyjaciółką i poszła w stronę domu piłkarza. Nie uśmiechało jej się zbytnio chodzenie samej wieczorami, ze względu na tę całą sytuację, ale dotarła tak szybko jak to było możliwe.
Zadzwoniła do domofonu i po chwili była w środku.
- Hej. - uśmiechnęła się delikatnie dziewczyna.
- Hej. - powiedział i pocałował ją delikatnie w policzek. - Co się stało, że się nie odzywałaś? Ostatnio jak Cię widziałem, to chyba coś się stało nie? - spytał.
- Miałam trochę ciężki czas i problemy, ale już wszystko jest okej, nie chciałam Cię w to mieszać. - odpowiedziała Lena.
Kolejne kłamstwo do kolekcji, pomyślała dziewczyna.
Poszli do salonu i usiedli na sofie.
- Napijesz sie czegoś? Kawy, herbaty, wody, soku, czegoś mocniejszego? - spytał.
- Wody? - uśmiechnęła się delikatnie.
Zastanawiała się, jak ma mu to powiedzieć. To był przecież główny gwóźdź programu na dzisiejszy wieczór.
Chwilę porozmawiali, pośmiali się. On potrafił sprawić, że Lena jest naprawdę sobą i nikogo nie udaje. Musiała to jednak przerwać.
- Marco ja muszę Ci coś powiedzieć. - powiedziała ciężko i spuściła wzrok.
- Co się dzieje? - spytał zaniepokojony.
Wtem przerwał im huk. Do domu wparował Tobias ze swoimi dwoma kolegami. Lena szybko spojrzała na niego i zdębiała.
Marco zaczął krzyczeć, żeby opuścili jego dom i wezwał ochronę, która wbrew pozorom dość szybko uporała się z całą trójką.
- To może w końcu przestaniesz go okłamywać i powiesz mu kim naprawde jesteś, co?! - wydarł się Tobias.
- Lena o czym on mówi? - spojrzał na dziewczynę piłkarz.
Ona tylko przełknęła ślinę.
- Ja... - zaczęła cicho. - To ja zwinęłam Ci tego laptopa. - wyszeptała.
Reus nie wierzył w to co słyszał. Kiedy dziewczyna mówiła o tym wszystkim, co się wydarzyło, co zrobiła, mówiła to płacząc.
Ochrona wyprowadziła całą brygadę.
- Ty chyba sobie jaja ze mnie robisz?! - podniósł głos chłopak. - Okłamywałaś mnie przez cały ten czas?!
- Marco ja byłam z tobą z tobą szczera! - krzyknęła rozpaczliwie Lena.
- I TY NAZYWASZ SIEBIE SZCZERĄ?! - prychnął blondyn. - Myślałem, że jesteś inna!
Był zdewastowany tym całym natłokiem informacji.
- Jestem! - krzyknęła.
- Nie nie jesteś! - wszedł jej w słowa Reus.
Patrzył na brunetkę z takim bólem w oczach. Nikt tak na nią wcześniej nie patrzył.
- Marco. - wyszeptała ze łzami w oczach.
- Dlaczego?! Powiedz mi chociaż to!
- Nie miałam wyjścia! Musiałam to zrobić! Nie oddałam im tego laptopa!- krzyczała.
- Przestań pierdolić o tym laptopie, bo to akurat jest mało ważne! - krzyknął i podszedł do niej. - Ja się pytam, dlaczego akurat ja?! Co ja Tobie takiego zrobiłem?!
- Marco tu nie chodzi o to! To nie było tak, że ja sobie to wybrałam! Narzucili mi to! Ja nie chciałam tego robić! - mówiła zrozpaczona.
- Ta jasne, sprawić, że mi na Tobie zależy też nie chciałaś. - prychnął.
Chłopak wbił jej szpilke w serce.
- Gdyby ci przystawiali gnata do skroni, to co byś zrobił? - spytała szeptem.
- Będzie lepiej, jeśli wyjdziesz. - wyszeptał i przetarł twarz jedną dłonią.
Dziewczyna potaknęła szybko, po czym się ubrała i wyszła w pośpiechu. Biegła do swojego mieszkania zapłakana. Spełnił się najgorszy scenariusz. Nie zdążyła mu powiedzieć, dlaczego to robiła, co było powodem. Była u niego skreślona do końca życia i co gorsze, mogła jeszcze skończyć w więzieniu.
Po dosłownie paru minutach weszła z hukiem do domu.
- Co się stało?! - wpadła oparzona Jenna do przedpokoju.
Lena była cała we łzach. Rozpłakała się mocniej i przytuliła do swojej przyjaciółki. Nie musiała nic mówić, Jenna już wiedziała co się stało.
Brunetka przepłakała całą noc, a Jenna siedziała przy niej. W końcu dowiedziała się w szczegółach, co się wydarzyło...
_______________________
Witam Was po bardzo długiej przerwie :)
Miałam bardzo dużą blokadę na wszystkie blogi jakie pisałam, za co bardzo przepraszam.... powoli rozważałam to, czy nie zakończyć tego bloga, ale nie chciałam, bo na dobrą sprawe się jeszcze nie rozwinął. Ostatnio odzyskałam wenę do pisania, więc jak najszybciej jak to możliwe postanowiłam napisać tutaj rozdział :)
Mam nadzieję, że nadal tu ze mną jesteście i mimo tak długiego czasu przeczytaliście rozdział :)
Mam nadzieję, że Wam się spodobał :)
Cześć.
niedziela, 10 sierpnia 2014
Rozdział 6
Dziewczyny nieco cieplej się ubrały i poszły na spacer. Jednak tam czekała na nie niemała niespodzianka. Lena stanęła jak wryta, o Jennie nie wspominając. Spojrzała na przyjaciółkę, potem na piłkarza.
- Co ty tu robisz? - zapytała, kompletnie nie wiedząc, jak się zachować.
- Nie odzywałaś się dość długo, więc chciałem zobaczyć, co z Tobą. - odpowiedział blondyn.
Dziewczyna spojrzała z czystą konsternacją na Jennę, oczekując jakiejkolwiek pomocy z jej strony. Ta jednak nie wiedziała, co robić. Lena zagryzła nerwowo wargę.
- Nie w porę? - spojrzał na Jennę.
- Trochę. Odezwę się... jak będę miała czas. - westchnęła i wyminęła go.
Kiedy odeszły parę kroków, blondynka szarpnęła Lenę za ramię i spojrzała na nią badawczym wzrokiem.
- Co? - zapytała.
- Zero cześć, pa, kontaktu wzrokowego... Co jest grane?
- Jeśli mnie z nim zobaczą to mnie zabiją, to jest grane. - odpowiedziała. - A poza tym on tez może na tym ucierpieć. Co gorsza, jeśli dowie się o moim prawdziwym "ja", to jestem spalona do końca życia. - westchnęła ciężko.
- Czyli olewasz go dlatego, bo chcesz go chronić?
- Coś w ten deseń. Jenna. Jeśli jemu coś się stanie, albo komukolwiek innemu z mojego otoczenia w tym tobie, to jedyną winną osobą będę ja. - spojrzała na przyjaciółkę. - A nie chcę, żeby cokolwiek wam się stało.
- Lena ja to rozumiem, ale jeśli ciągle będziesz tańczyła jak oni ci zagrają, to cię zniszczą do końca. - odrzekła ze spokojem.
- To co ja mam robić? - jęknęła. - Narażać wszystkich swoich bliskich, żeby się od nich uwolnić? To nie jest bułka z masłem. Od tego nie da się od tak wyplątać. Występując z szeregu na przeciw im, wypowiadasz im wojnę i oni nie spoczną dopóki nie zranią cię tak mocno, aż się poddasz, a na końcu władują ci kulkę pomiędzy oczy. - szepnęła ledwo słyszalnie.
- Musi być jakieś racjonalne wyjście. - mruknęła. - A policja?
- Co ty. - prychnęła. - To nic nie pomoże, pociągną mnie za sobą na dno.
- To nie wiem, jak ci pomóc. Ale nie spławiaj go.
- Masz na myśli Reusa? - upewniła się.
- Dokładnie tak. On o niczym nie wie, nigdzie nie zawinił, więc nie zasłużył sobie na takie traktowanie. A po za tym sama wspominałaś, że fajnie wam się gada i w ogóle.
- To nie ma przyszłości. Nie po ukradnięciu jego laptopa. Nie po tym. Nawet w lustro nie potrafię spojrzeć. - odwróciła wzrok w stronę parku.
- Ale w końcu będziesz musiała mu to powiedzieć.
- I to zrobię. Ale nie teraz.
- To kiedy? Kiedy policja będzie dreptała ci po piętach? Kiedy będzie ci się palił grunt pod nogami? Pogrążysz się.
- Dzięki. - mruknęła Lena. - Zawsze można liczyć na wsparcie z twojej strony. - dodała.
- Dobrze wiesz, że nie miałam tego na myśli. - usprawiedliwiła się. - Lena ja ci próbuję pomóc. I jeśli będzie trzeba, stawimy im czoła obie.
- Nie możesz! Nie ma mowy! - podniosła głos brunetka.
Spojrzała na przyjaciółkę z obawą.
- Nie zostawię cię. Nie mogą wchodzić os tak z butami w twoje życie! - stwierdziła.
- Zrobili to dobrych parę lat temu, kiedy byłam na ulicy i nie miałam nic. - odrzekła.
- Dobra, koniec tematu, bo się jeszcze pokłócimy. - westchnęła Jenna i poszły dalej.
Spacerowały w milczeniu. Żadna nie miała nic do powiedzenia, co było nieco dziwne jak na nie.
Lena zastanawiała się, co ma zrobić. Po części jej przyjaciółka miała rację, ale nie mogła aż tak narazić ludzi, na których jej zależy. W szczególności jej i Marco. Za nimi wskoczyłaby w ogień. Przygryzła nerwowo wargę po chwili.
- Masz rację. - przyznała po paru chwilach Lena.
- Z czym? - zapytała zaskoczona Jenna.
- Z tą całą sytuacją. Nie mogę się wiecznie chować. Nie mogę traktować Marco jak powietrze, nie mogę wiecznie się ich bać. Nie mogę tak żyć. - wyznała szczerze.
- Więc co zamierzasz?
- Chcą wojnę? To będą ją mieli.
- Ty jedna na cały gang? - zapytała niepewnie przyjaciółka. - Lena jesteś tego pewna?
- Jak nigdy. - odpowiedziała pewnie. - Nikt nie będzie groził mi i osobom, na których mi zależy najbardziej.
Jenna uśmiechnęła się pod nosem, widząc taką determinację u Leny - była w pełni świadoma tego co mówiła i nie zamierzała im odpuścić. Nie tym razem, nie kiedy chodzi o jej najbliższych. Wiedziała, czym to grozi, ale poczuła taką pewność siebie, motywację i determinację, a przede wszystkim wsparcie, że to było pewne, że nic jej nie powstrzyma. Absolutnie nic i nikt.
Dziewczyna nie zważając na groźby ze strony Tobiasa, kontynuowała spotkania z piłkarzem Borussi Dortmund w wolnym czasie. Przy nim była po prostu sobą. Nie musiała nosić maski jak zawsze. Cieszyła się życiem tak długo, jak to było możliwe.
Jenna też postanowiła na dłużej zostać w mieście, ponieważ obie obmyślały, od czego w ogóle zacząć. Nie szło to tak łatwo, jak by się mogło wydawać. Spędzało to im sen z powiek, nie miały czasami czasu na sen w ogóle.
Mijały dni, tygodnie, nawet miesiące. Nic się nie zmieniło. Żadnego kroku ze strony Tobiasa i reszty, jak i ze strony dziewczyn. Jedyne co zauważyły, że wzmożony ruch pod blokiem. Nie było to nic dobrego w każdym razie.
- Masz jakąś broń? - zapytała blondynka.
- Pracując u nich, musisz być przygotowana na absolutnie wszystko. - stwierdziła Lena i odsunęła komodę o pół metra.
Ukazał się dość sporych rozmiarów schowek. Brunetka wbiła czterocyfrowy kod i drzwiczki same się otworzyły. Przyjaciółkę zamurowało.
- To wszystko to jest twoja broń? - zapytała zszokowana.
- Tak. To jest to czym czasami musiałam dysponować, kiedy miałam poważniejsze akcje. - westchnęła ciężko.
- Czy ty kiedykolwiek... No wiesz... strzeliłaś? - zagryzła policzek od środka.
- Nie. Ale do nich się nie zawaham ani na moment. - odpowiedziała. - Nigdy bym nie strzeliła do niewinnego człowieka, ani w ogóle, ale teraz moja sytuacja się nieco zmieniła. - dodała, zamknęła schowek, po czym zasunęła komodę z powrotem na swoje miejsce.
Dajcie znać co sądzicie ;)
Do następnego!
- Co ty tu robisz? - zapytała, kompletnie nie wiedząc, jak się zachować.
- Nie odzywałaś się dość długo, więc chciałem zobaczyć, co z Tobą. - odpowiedział blondyn.
Dziewczyna spojrzała z czystą konsternacją na Jennę, oczekując jakiejkolwiek pomocy z jej strony. Ta jednak nie wiedziała, co robić. Lena zagryzła nerwowo wargę.
- Nie w porę? - spojrzał na Jennę.
- Trochę. Odezwę się... jak będę miała czas. - westchnęła i wyminęła go.
Kiedy odeszły parę kroków, blondynka szarpnęła Lenę za ramię i spojrzała na nią badawczym wzrokiem.
- Co? - zapytała.
- Zero cześć, pa, kontaktu wzrokowego... Co jest grane?
- Jeśli mnie z nim zobaczą to mnie zabiją, to jest grane. - odpowiedziała. - A poza tym on tez może na tym ucierpieć. Co gorsza, jeśli dowie się o moim prawdziwym "ja", to jestem spalona do końca życia. - westchnęła ciężko.
- Czyli olewasz go dlatego, bo chcesz go chronić?
- Coś w ten deseń. Jenna. Jeśli jemu coś się stanie, albo komukolwiek innemu z mojego otoczenia w tym tobie, to jedyną winną osobą będę ja. - spojrzała na przyjaciółkę. - A nie chcę, żeby cokolwiek wam się stało.
- Lena ja to rozumiem, ale jeśli ciągle będziesz tańczyła jak oni ci zagrają, to cię zniszczą do końca. - odrzekła ze spokojem.
- To co ja mam robić? - jęknęła. - Narażać wszystkich swoich bliskich, żeby się od nich uwolnić? To nie jest bułka z masłem. Od tego nie da się od tak wyplątać. Występując z szeregu na przeciw im, wypowiadasz im wojnę i oni nie spoczną dopóki nie zranią cię tak mocno, aż się poddasz, a na końcu władują ci kulkę pomiędzy oczy. - szepnęła ledwo słyszalnie.
- Musi być jakieś racjonalne wyjście. - mruknęła. - A policja?
- Co ty. - prychnęła. - To nic nie pomoże, pociągną mnie za sobą na dno.
- To nie wiem, jak ci pomóc. Ale nie spławiaj go.
- Masz na myśli Reusa? - upewniła się.
- Dokładnie tak. On o niczym nie wie, nigdzie nie zawinił, więc nie zasłużył sobie na takie traktowanie. A po za tym sama wspominałaś, że fajnie wam się gada i w ogóle.
- To nie ma przyszłości. Nie po ukradnięciu jego laptopa. Nie po tym. Nawet w lustro nie potrafię spojrzeć. - odwróciła wzrok w stronę parku.
- Ale w końcu będziesz musiała mu to powiedzieć.
- I to zrobię. Ale nie teraz.
- To kiedy? Kiedy policja będzie dreptała ci po piętach? Kiedy będzie ci się palił grunt pod nogami? Pogrążysz się.
- Dzięki. - mruknęła Lena. - Zawsze można liczyć na wsparcie z twojej strony. - dodała.
- Dobrze wiesz, że nie miałam tego na myśli. - usprawiedliwiła się. - Lena ja ci próbuję pomóc. I jeśli będzie trzeba, stawimy im czoła obie.
- Nie możesz! Nie ma mowy! - podniosła głos brunetka.
Spojrzała na przyjaciółkę z obawą.
- Nie zostawię cię. Nie mogą wchodzić os tak z butami w twoje życie! - stwierdziła.
- Zrobili to dobrych parę lat temu, kiedy byłam na ulicy i nie miałam nic. - odrzekła.
- Dobra, koniec tematu, bo się jeszcze pokłócimy. - westchnęła Jenna i poszły dalej.
Spacerowały w milczeniu. Żadna nie miała nic do powiedzenia, co było nieco dziwne jak na nie.
Lena zastanawiała się, co ma zrobić. Po części jej przyjaciółka miała rację, ale nie mogła aż tak narazić ludzi, na których jej zależy. W szczególności jej i Marco. Za nimi wskoczyłaby w ogień. Przygryzła nerwowo wargę po chwili.
- Masz rację. - przyznała po paru chwilach Lena.
- Z czym? - zapytała zaskoczona Jenna.
- Z tą całą sytuacją. Nie mogę się wiecznie chować. Nie mogę traktować Marco jak powietrze, nie mogę wiecznie się ich bać. Nie mogę tak żyć. - wyznała szczerze.
- Więc co zamierzasz?
- Chcą wojnę? To będą ją mieli.
- Ty jedna na cały gang? - zapytała niepewnie przyjaciółka. - Lena jesteś tego pewna?
- Jak nigdy. - odpowiedziała pewnie. - Nikt nie będzie groził mi i osobom, na których mi zależy najbardziej.
Jenna uśmiechnęła się pod nosem, widząc taką determinację u Leny - była w pełni świadoma tego co mówiła i nie zamierzała im odpuścić. Nie tym razem, nie kiedy chodzi o jej najbliższych. Wiedziała, czym to grozi, ale poczuła taką pewność siebie, motywację i determinację, a przede wszystkim wsparcie, że to było pewne, że nic jej nie powstrzyma. Absolutnie nic i nikt.
*
Jenna też postanowiła na dłużej zostać w mieście, ponieważ obie obmyślały, od czego w ogóle zacząć. Nie szło to tak łatwo, jak by się mogło wydawać. Spędzało to im sen z powiek, nie miały czasami czasu na sen w ogóle.
Mijały dni, tygodnie, nawet miesiące. Nic się nie zmieniło. Żadnego kroku ze strony Tobiasa i reszty, jak i ze strony dziewczyn. Jedyne co zauważyły, że wzmożony ruch pod blokiem. Nie było to nic dobrego w każdym razie.
- Masz jakąś broń? - zapytała blondynka.
- Pracując u nich, musisz być przygotowana na absolutnie wszystko. - stwierdziła Lena i odsunęła komodę o pół metra.
Ukazał się dość sporych rozmiarów schowek. Brunetka wbiła czterocyfrowy kod i drzwiczki same się otworzyły. Przyjaciółkę zamurowało.
- To wszystko to jest twoja broń? - zapytała zszokowana.
- Tak. To jest to czym czasami musiałam dysponować, kiedy miałam poważniejsze akcje. - westchnęła ciężko.
- Czy ty kiedykolwiek... No wiesz... strzeliłaś? - zagryzła policzek od środka.
- Nie. Ale do nich się nie zawaham ani na moment. - odpowiedziała. - Nigdy bym nie strzeliła do niewinnego człowieka, ani w ogóle, ale teraz moja sytuacja się nieco zmieniła. - dodała, zamknęła schowek, po czym zasunęła komodę z powrotem na swoje miejsce.
- Kiedy zamierzasz mu powiedzieć? O wszystkim? - zapytała Jenna.
- Niedługo. - westchnęła dziewczyna. - Nie wiem, jak mu to powiedzieć. Nie wiem, co mam robić.
- Rozumiem. - westchnęła. - Widzisz się z nim dzisiaj?
- Nie wiem. To znaczy... Niby tak, ale... Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Lena za każdym razem mówisz to samo. - jęknęła blondynka. - Masz do niego iść, rozumiesz? Idź i po prostu bądź sobą.
- To nie jest takie łatwe. - pokręciła głową brunetka.
- Owszem jest. - odpowiedziała Jenna.
- Nie, nie jest. Nie, kiedy to może być ostatni raz, kiedy widzisz kogoś, kto sprawia, że masz uśmiech na twarzy, że czujesz się dobrze, czujesz się bezpiecznie, śmiejesz się wtedy, kiedy naprawdę nie masz sił. - szepnęła z delikatnym uśmiechem i łzami w oczach.
Rozmarzyła się na chwilkę.
- Zależy ci na nim. - zauważyła Jen. - i to bardzo.
Lena spojrzała na dziewczynę i potaknęła delikatnie.
- Nawet nie masz pojęcia, jak. - wyszeptała. - Nie chcę tego stracić. Nie chcę GO stracić. - wyznała.
- I nie stracisz. Po prostu... Powiedz mu o wszystkim.
- Wszystkim?
- Wszystkim. On musi wiedzieć. Jeśli ci na nim zależy, to on powinien wiedzieć.
- Zależy mi, ale nie chcę go w to plątać.
- Stało się to, kiedy zgodziłaś się na pierwsze spotkanie. - oznajmiła jasnowłosa. - Jeśli mu również zależy, zrozumie.
- A jeśli nie? - zapytała z obawą Lena.
- To musimy w dalszym ciągu trzymać się planu. Z czasem to zrozumie.
- Oby. - westchnęła ciężko i wstała, po czym poszła do łazienki.
Spojrzała w lustro z trudem. To mogło skończyć się katastrofą. Traciła wszystkie siły do tego. Dała po cichu upust emocjom.
___________________________________
Witam was po długiej przerwie :)
Jak tam u was? Jak mijają wakacje? U mnie powiem szczerze, że bardzo nudno. Calusieńkie dwa miesiące spędzone w domu, a na koniec wakacji jeszcze czeka mnie przeprowadzka.
Co do rozdziału, mam nadzieję, że przypadł do gustu :)
A i bardzo dziękuję za prawie 1500 wejść! Jesteście niesamowici!Dajcie znać co sądzicie ;)
Do następnego!
sobota, 19 lipca 2014
Rozdział 5
Kiedy Lena powróciła ze sklepu, od razu poszła do swojej sypialni. W co ja się ubiorę?! W ogóle nie uważała tego spotkania za dobry pomysł, ale nie chciała sprawić chłopakowi przykrości.
Przejrzała całą szafę. Według niej nie było nic wystarczająco dobrego. Lena przecież to nie jest rewia mody. Jesteś zwykłą dziewczyną, nie gwiazdą Hollywood.
Wyszukała jeansowe rurki, luźny T-shirt z nadrukiem. To wystarczyło. Bynajmniej musiało.
Po wyszykowaniu się, powędrowała do łazienki, gdzie się odświeżyła, umalowała i uczesała, a na końcu ubrała. Kiedy przejrzała się w lustrze, wyglądała jak nastolatka z liceum. Po jej twarzy przemknął cień uśmiechu. Do wyjścia miała jeszcze blisko godzinę.
- I co ja będę robiła przez tyle czasu... - mruknęła do siebie, po czym poszła do kuchni.
Napiła się wody. Poszperała chwilkę na portalach społecznościowych typu Facebook i Twitter. Lena nawet nie zauważyła, kiedy jej czas tak szybko zleciał.
Szybko zaczęła się ubierać. W biegu zakładała buty i wyszła z domu.
Dziewczyna wzięła ze sobą konfiturę i parę innych składników, potrzebnych do zrobienia wypieków.
Leny serce biło jak oszalałe. Nie wiedziała, co się wydarzy po tym spotkaniu, czy cokolwiek się wydarzy, ale szczerze się tego bała.
Nacisnęła guzik domofonu przy bramie. Po chwili była już przy drzwiach. Zadzwoniła do drzwi.
- Hej! - powitał ją serdecznie Marco. - Wejdź. - zaprosił dziewczynę do środka.
- Przyniosłam parę składników, żeby nie było, że przyszłam na pusto. - oznajmiła z delikatnym uśmiechem.
Przejrzała całą szafę. Według niej nie było nic wystarczająco dobrego. Lena przecież to nie jest rewia mody. Jesteś zwykłą dziewczyną, nie gwiazdą Hollywood.
Wyszukała jeansowe rurki, luźny T-shirt z nadrukiem. To wystarczyło. Bynajmniej musiało.
Po wyszykowaniu się, powędrowała do łazienki, gdzie się odświeżyła, umalowała i uczesała, a na końcu ubrała. Kiedy przejrzała się w lustrze, wyglądała jak nastolatka z liceum. Po jej twarzy przemknął cień uśmiechu. Do wyjścia miała jeszcze blisko godzinę.
- I co ja będę robiła przez tyle czasu... - mruknęła do siebie, po czym poszła do kuchni.
Napiła się wody. Poszperała chwilkę na portalach społecznościowych typu Facebook i Twitter. Lena nawet nie zauważyła, kiedy jej czas tak szybko zleciał.
Szybko zaczęła się ubierać. W biegu zakładała buty i wyszła z domu.
Dziewczyna wzięła ze sobą konfiturę i parę innych składników, potrzebnych do zrobienia wypieków.
Leny serce biło jak oszalałe. Nie wiedziała, co się wydarzy po tym spotkaniu, czy cokolwiek się wydarzy, ale szczerze się tego bała.
Nacisnęła guzik domofonu przy bramie. Po chwili była już przy drzwiach. Zadzwoniła do drzwi.
- Hej! - powitał ją serdecznie Marco. - Wejdź. - zaprosił dziewczynę do środka.
- Przyniosłam parę składników, żeby nie było, że przyszłam na pusto. - oznajmiła z delikatnym uśmiechem.
- Nie musiałaś. - odwzajemnił uśmiech.
Lena czuła się nieco osaczona, co nie za bardzo udawało jej się ukryć.
- Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty, wody, soku? - zaproponował.
- Soku. - odpowiedziała i poszła za nim. - Ładny dom. - stwierdziła.
- A dziękuję. - spojrzał na nią i wręczył jej szklankę z sokiem
jabłkowym. - Długo tu mieszkasz? Nie przypominam sobie twojej twarzy,
ani żebym cię kiedykolwiek spotkał.
- Mieszkam tu od kilku lat. - odpowiedziałam. - najwidoczniej chodziłeś do złego sklepu. - zaśmiała się .
- To całkiem możliwe. - zawtórował dziewczynie.
Z czasem pierwsze lody zaczęły topnieć. Marco i Lena zaczęli się
dogadywać praktycznie we wszystkim. W końcu zabrali się też za robienie
rogalików.
- Interesujesz się piłką? - zapytał, posypując mąką blat, po czym zaczął rozwałkowywać ciasto.
- Tak. Nawet bardzo - odpowiedziała dziewczyna.
- A masz jakiś ulubiony klub?
- A mam. - uśmiechnęła się. - Nawet kilka.
- A jakie? - spojrzał na dziewczynę i zaprzestał czynności.
- Chelsea, Real Madryt... I tutaj zaczniesz się śmiać. - spojrzała na piłkarza. - i Borussia. - dokończyła.
Uniósł brew do góry i się uśmiechnął.
- Czemu miałbym się śmiać? - zapytał i wznowił rozwałkowywanie ciasta. - Przecież w nim gram.
- Ja wiem, ale to trochę dziwne - westchnęła i zaczęła kroić ciasto na kwadraty.
Marco zaczął podjadać konfiturę ze słoika, na ci Lena parsknęła
śmiechem. Pieczenie rogalików okazało się być najzabawniejszą częścią
tego dnia.
- Nawet nieźle naszej dwójce idzie w kuchni. - stwierdził, przeżuwając pierwszą sztukę.
- No nie jest najgorzej. - posłała mu delikatny uśmiech.
Piłkarz zjadł tyle sztuk, że rozbolał go brzuch.
- Będę szła powoli. - westchnęła nieco zrezygnowana.
- Już? Co tak szybko? - zrobił podkówkę z ust.
- Też mam obowiązki domowe. A poza tym spędziliśmy razem ponad... -
spojrzała Lena na zegarek w telefonie. - Pięć godzin?! Jeju! Muszę
uciekać. Cześć. - Powiedziała szybko i uciekła z jego domu.
Kiedy wróciła do swoich czterech ścian, zastała ją niekoniecznie miła niespodzianka.
- Teraz też byłaś na zakupach w spożywczaku prychnął Tobias.
Dziewczyna zagryzła policzek od środka, ale nie odpowiedziała.
- Szef nie będzie zadowolony, kiedy dowie się, co panna Krzewczyk robi. -
mruknął i podszedł do dziewczyny. - Spotkasz się z nim jeszcze raz, a
twoi znajomi będą żegnali cię na cmentarzu. - warknął.
- Tobias. - powiedziała szybko. - Jeśli myślisz, że tak łatwo się
poddam, to się grubo mylisz. Mam prawo do swojego PRYWATNEGO życia, a ty
nie będziesz mi mówił, z kim będę się spotykała, rozumiesz?! -
podniosła głos, za co słono zapłaciła.
- Milcz! -wrzasnął, po czym uderzył ją w twarz z całą siłą.
Lena padła na podłogę z taką łatwością, jakby Tobias uderzył szmacianą lalką. Jęknęła głośno. Nie miała siły się podnieść.
- To jest tylko ostrzeżenie. Następnym razem załatwię to inaczej. - mruknął i wyszedł.
Brunetka doczołgała się do zamrażarki i stamtąd wyciągnęła lód. Przyłożyła go bezpośrednio do policzka.
- To jest tylko ostrzeżenie. Następnym razem załatwię to inaczej. - mruknął i wyszedł.
Brunetka doczołgała się do zamrażarki i stamtąd wyciągnęła lód. Przyłożyła go bezpośrednio do policzka.
*
Przez kilka dobrych dni Lena nie wychodziła z domu. Nie miała siły,
ochoty, a po za tym siniak na policzku na to jej nie pozwalał.
Chwilowo zerwała kontakty ze swoimi znajomymi.
Dziewczyna, słysząc dzwonek do drzwi, wstała i poszła otworzyć. Tej wizyty się z pewnością nie spodziewała.
- Jenna? - zapytała zszokowana. - Co ty tu robisz?
- Od dłuższego czasu nie dawałaś znaku życia, a że kiedyś dałaś mi swój adres, to oto jestem. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Wejdź. - zaprosiła blondynkę do środka. - Czemu nic nie pisałaś? - spytała, kiedy obie były już w salonie.
- Niespodzianka i cholera jasna. - spojrzała na Leny policzek. - Co ci się stało?
- To nic. - westchnęła ciężko.
- Nic?! Lena to nie jest nic. Kto Ci to zrobił?
- Jenna to nic, naprawdę. - zapewniała brunetka.
- Kto Ci to zrobił? Zapłaci za to.
- Nie zapłaci. - szepnęła ledwosłyszalnie.
- Czemu wszystko komplikujesz, próbuję ci tylko pomóc. - jęknęła i usiadła naprzeciwko przyjaciółki.
- Nie możesz się w to mieszać! Inaczej mnie zabiją i ciebie przy okazji, bo za dużo wiesz! - wybuchnęła.
Blondynka spojrzała na Lenę zszokowana. Nie mogła wydobyć z siebie słowa.
- O... o czym ty mówisz? - spytała cicho. - Lena, czy coś ci grozi? - szepnęła.
- W pewnym sensie. - odpowiedziała.
- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółkami. - uśmiechnęła się delikatnie Jenna.
Polka pokręciła głową i wstała.
- Nie rozumiesz. - westchnęła. - Jenna. Nie jestem kimś, kim uważasz, że jestem. - spojrzała na przyjaciółkę.
- O czym ty mówisz? - zdziwiła się.
Lenie zajęło kilka dobrych chwil, by powiedzieć Jennie, o co naprawdę
toczy się gra. W końcu usiadła na kanapie i powoli zaczęła jej to
tłumaczyć najprostszym językiem, jakim potrafiła. Patrzyła na nią bez
wyrazu jakichkolwiek emocji. Lena nie wiedziała, czego ma się
spodziewać.
- Rozumiem, jeśli poczułaś się oszukana. - szepnęła ze łzami w oczach.
- Jesteś idiotką, wiesz? - zapytała. - Jak możesz tak myśleć? Jesteśmy
przyjaciółkami, choćby nie wiem jak masz narozrabiane, czy cokolwiek ci
grozi, ja zostaję. Nie opuszczę cię, a ten gnojek jeszcze za to zapłaci.
- warknęła na koniec.
- Weź, bo i ciebie powoli zaczynam się bać. - zaśmiała się delikatnie.
- Czy ten ktoś, teraz mówię o normalnym świecie, chciał się jeszcze z tobą spotkać?
- Nie wiem. - westchnęła ciężko. - Idziemy się przewietrzyć? Rzygać mi się chce od tych czterech ścian. - jęknęła.
- Pewnie. - posłała ciepły uśmiech Lenie.
Dziewczyny nieco cieplej się ubrały i poszły na spacer. Jednak tam czekała na nie niemała niespodzianka...
____________________________
Witam was po nieco dłuższej przerwie. Na początek chcę przeprosić za
dłuższą absencję na tym blogu. Spowodowane to było brakiem czasu :(
Co do rozdziału, nie wiem co mam o nim myśleć. Niby wszystko jest okej, ale nie wiem, czy jestem z niego w 100% zadowolona.
Jednakże mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu :)
Do następnego!
środa, 2 lipca 2014
Rozdział 4
Mężczyzna, mimo długiego oczekiwania odpowiedzi ze strony
Leny, nie usłyszał jej. Dziewczyna patrzyła się na niego totalnie
zaskoczona i jednocześnie oczarowana. Marco Reus we własnej postaci. W pewnej
chwili wyrwał ją z głębokiego zamyślenia.
– Halo? Na pewno wszystko w porządku? – zapytał nieco
zaniepokojony.
– Yyy. Tak, tak. – odpowiedziała szybko, kiedy się
otrząsnęła. – wszystko okej. – potaknęła głową.–Przepraszam.–dodała i się
odsunęła.
– To ja na panią wpadłem, więc to ja przepraszam. – posłał
dziewczynie czarujący uśmiech.
Jasne. Pani. Bomba. Aż tak staro wyglądam? Zapytała
siebie w myślach.
– W takim razie nic się nie stało. – odpowiedziała spokojnie
i z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Nagle w jej umyśle zapaliła się czerwona kontrolka.
Zupełnie zapomniała o laptopie!
W ułamek sekundy z uśmiechniętej dziewczyny zamieniła się
w zestresowaną i nerwową dziewczynę. Obejrzała się za siebie i na boki, by
upewnić się, że nie ma świadków. Spojrzała na piłkarza.
– To chyba należy do pana. – szepnęła i wyciągnęła laptopa z
torby.
Ten spojrzał na nią z wybałuszonymi oczyma. Wziął go
niepewnie do ręki.
– Nic z nim się nie stało. Nie był nawet tknięty, kiedy...
kiedy go znalazłam pod drzwiami. – dodała i spojrzała na niego z niepewnością.
Z twarzy mężczyzny nie można było nic wyczytać.
Postanowiła nic więcej nie mówić, bo jedynie pogorszy sprawę.
Lena cofnęła się jeszcze o dwa kroki i ruszyła do
domu.
– Zaczekaj! – krzyknął i ruszył za nią.
Dziewczyna przystanęła i się odwróciła do niego. Nie
wiedziała czego oczekiwać ze strony Marco Reusa, ponieważ nie wiedziała, czy
uwierzył w to, co powiedziała kilka chwil temu, czy będzie drążył dalej
temat.
– Należy ci się obiecana nagroda.
– Nie, naprawdę nie. To jest zbędne. Wolę pozostać
anonimowa. – odpowiedziała spokojnym głosem. – A poza tym, skąd masz pewność, czy
na sto procent w nim nic nie szperano?
– Tym zajmą się technicy.–stwierdził pogodnie. – Nalegam,
żebyś wzięła tę nagrodę.
– Ale ja nie zrobiłam tego dla nagrody, dlatego też nie
mam zamiaru jej wziąć.
– To może chociaż bilety na mecz? Kawa? Cokolwiek. – jęknął
niemalże. – Muszę się odwdzięczyć.
– A ja mówię, że nie ma takiej potrzeby. Zrobiłam to
bezinteresownie i tak ma pozostać. Do widzenia. – odrzekła i poszła w swoją
stronę.
Mało brakowało i by się sama wsypała. Tego nie było w
planach. Ale grunt, że wszystko wyszło.
Niemalże wbiegła do swojego mieszkania. Zdjęła
ubrania wierzchnie i poszła do kuchni napić się wody. Ręce Leny całe się
trzęsły. Jeśli ktoś ich przyłapał, nawet głupi paparazzo, to była spalona na
stosie jak czarownica.
Nagle zadzwonił dzwonek do jej drzwi. Wystraszona, z
wrażenia upuściła szklankę, która rozbiła się na podłodze.
– Niech to szlag! – syknęła.
Ominęła pobite szkło wielkim krokiem i poszła otworzyć.
Jednak przed tym przeżegnała się i wzięła głęboki oddech. Przekręciła
kluczykiem w lewą stronę i otworzyła wrota.
– Cześć. – mruknął do niej Tobias.
Spojrzała na niego zaskoczona i wpuściła go do środka.
–Uważaj, bo zbiła mi się…
– Cholera jasna! – krzyknął.
– Szklanka.–szepnęła do siebie i szybko ruszyła do
kuchni. – Wszystko w porządku? – zapytała szybko.
– Jasne. – warknął. – W najlepszym.
– Pokaż to. – pomogła mu dość do krzesła.
– Nie trzeba. – mruknął.
– Jasne, a później na mnie psy będziesz wieszał, że nie
możesz chodzić, tak? – spojrzała na niego.
– Słyszałem, że miałaś dzisiaj mały wypad. – odrzekł, zmieniając temat.
Lena zamarła. Podniosła się.
– Niby jaki? – zapytała.
Tobias prychnął i się zaśmiał ironicznie.
– Serio myślisz, że jesteśmy tacy naiwni i głupi? – warknął
i wstał.
Dziewczyna podskoczyła ze strachu.
– Serio myślisz, że miałam tego laptopa? – zapytała
trzęsącym głosem. – Możesz przeszukać moje mieszkanie. Nic w nim nie znajdziesz.
– A czego mam szukać, skoro laptopa już ma piłkarz?
– Sąsiedzi mogą potwierdzić, że byłam w domu. Jedyne gdzie
wyszłam to na zakupy do spożywczego, jeszcze ze starszą sąsiadką mieszkającą naprzeciwko. – odpowiedziała
nieco bardziej uspokojona.
Serce miała pod gardłem. A jednak ktoś ich obserwował.
– No dobrze. – mruknął. – Tylko pamiętaj. Mam cię na
oku. – ostrzegł dziewczynę i wyszedł nie zważając na szkło w bucie.
Lena poszła zamknąć za nim drzwi. Gdy to zrobiła osunęła
się po nich i rozpłakała. Co gorsza nie mogła nikomu powiedzieć. To znaczy
mogła, ale wtedy mogłaby zostać kompletnie sama.
Była w kropce.
Podniosła się z podłogi. Wzięła z szafki zapalniczkę i papierosy, po czym poszła na balkon zapalić. Zaciągnęła się i po chwili wypuściła dym z płuc. Ręce dalej jej się potwornie trzęsły. Zaciągnęła się ponownie. Zamknęła oczy i wypuściła dym z płuc. Wzięła głęboki oddech. Starała się jakoś uspokoić. Lena zdawała sobie sprawę, że nikotyna jej w tym nie pomoże, tylko jeszcze pogorszy sprawę, ale alkohol jest milion razy gorszy.
*
Nazajutrz Lena obudziła się o siódmej nad ranem. Zdziwiona była, że w ogóle dała radę zasnąć po tym wszystkim.
Wstała i zaczęła od podstawowej porannej czynności – porannej toalety. Ubrała się w swój ulubiony zestaw i poszła po pieczywo na śniadanie. Od razu z jej twarzy można było wyczytać, że niedawno wstała.
Gdy tam doszła, wzięła mały koszyk i zniknęła między alejkami. Nie mogła znaleźć jedynie jednej rzeczy. Drożdży. Dzisiaj zamierzała się pobawić w cukiernika i upiec rogaliki. Nigdy wcześniej nie miała styczności z gotowaniem, a co dopiero z pieczeniem.
– No gdzie to jest? – mruknęła do siebie.
Skręciła w kolejną alejkę i przeszukała wzrokiem półki. Obróciła się za siebie i przeszukała półki na przeciwko. Pustki.
No to chyba nici z rogalików, pomyślała nieco zrezygnowana. Odwróciła się i pach! Znowu na kogoś wpadła.
– Przepraszam! – rzuciła dziewczyna.
– Znowu się spotykamy. – posłał jej ciepły uśmiech Marco Reus.
Lena stanęła jak wryta.
– Śledzisz mnie, czy co? – zapytała z zainteresowaniem.
– Zawsze chodzę tutaj po pieczywo. – odpowiedział piłkarz.
– To czemu jeszcze nigdy cię tu nie widziałam? – spojrzała na niego.
– Dobra tu mnie masz. – zaśmiał się.
Lena przelotnie się uśmiechnęła.
– To dowiem się, co tu robisz? – zapytała.
– Pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Zgodzisz się na nagrodę. – odpowiedział.
Ciągle się do dziewczyny uśmiechał. Jakby mu mięśnie na twarzy zesztywniały.
– Powiedziałam już wczoraj. Nie chcę żadnej nagrody, bo zrobiłam to bezinteresownie i chcę pozostać anonimowa. – odparła.
– Czemu ty jesteś taka uparta? – jęknął. – A po za tym, kto tu mówi o ujawnianiu znalazcy?
– Nie jestem uparta, tylko zdecydowana. - mruknęła pod nosem. – Czyli co?
– Zabiorę cię na kawę i ciastko. To jest minimum.
Lena nie wiedziała co ma z nim zrobić. Nie chciała od niego nic. I mimo że była napaloną fanką Borussii i każdego piłkarza stamtąd, to miała jakieś wewnętrzne granice. Ale jeśli ją prosi, błaga wręcz, wypadałoby się zgodzić.
– Miałam dzisiaj piec rogaliki. – burknęła do siebie.
– To możemy u mnie. Mam dobrze wyposażoną kuchnię. - uśmiechnął się.
Ta. Wiem to. Przecież byłam u ciebie, pomyślała.
– No dobrze, bo mnie jeszcze zamęczysz tym błaganiem. – zaśmiała się cicho. – To o której? – zapytała.
– Może o czternastej? Adres znasz, nie?
– Tak znam. – odpowiedziała z uśmiechem. – To do zobaczenia. – szepnęła i pokierowała się do kasy.
Jedno wiedziała na pewno. To spotkanie zapamięta do końca życia...
___________________________
Witam o nieco późnej godzinie. Ostatnio tak mam, że lepiej mi się pisze wieczorami. Po prostu palce same chodzą :)
Co do rozdziału, to myślę, że najgorszy on nie jest i wam przypadnie w mniejszym lub większym stopniu do gustu.
Do następnego!
P.S. Jak wam się podoba nowy wygląd bloga?
Wstała i zaczęła od podstawowej porannej czynności – porannej toalety. Ubrała się w swój ulubiony zestaw i poszła po pieczywo na śniadanie. Od razu z jej twarzy można było wyczytać, że niedawno wstała.
Gdy tam doszła, wzięła mały koszyk i zniknęła między alejkami. Nie mogła znaleźć jedynie jednej rzeczy. Drożdży. Dzisiaj zamierzała się pobawić w cukiernika i upiec rogaliki. Nigdy wcześniej nie miała styczności z gotowaniem, a co dopiero z pieczeniem.
– No gdzie to jest? – mruknęła do siebie.
Skręciła w kolejną alejkę i przeszukała wzrokiem półki. Obróciła się za siebie i przeszukała półki na przeciwko. Pustki.
No to chyba nici z rogalików, pomyślała nieco zrezygnowana. Odwróciła się i pach! Znowu na kogoś wpadła.
– Przepraszam! – rzuciła dziewczyna.
– Znowu się spotykamy. – posłał jej ciepły uśmiech Marco Reus.
Lena stanęła jak wryta.
– Śledzisz mnie, czy co? – zapytała z zainteresowaniem.
– Zawsze chodzę tutaj po pieczywo. – odpowiedział piłkarz.
– To czemu jeszcze nigdy cię tu nie widziałam? – spojrzała na niego.
– Dobra tu mnie masz. – zaśmiał się.
Lena przelotnie się uśmiechnęła.
– To dowiem się, co tu robisz? – zapytała.
– Pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Zgodzisz się na nagrodę. – odpowiedział.
Ciągle się do dziewczyny uśmiechał. Jakby mu mięśnie na twarzy zesztywniały.
– Powiedziałam już wczoraj. Nie chcę żadnej nagrody, bo zrobiłam to bezinteresownie i chcę pozostać anonimowa. – odparła.
– Czemu ty jesteś taka uparta? – jęknął. – A po za tym, kto tu mówi o ujawnianiu znalazcy?
– Nie jestem uparta, tylko zdecydowana. - mruknęła pod nosem. – Czyli co?
– Zabiorę cię na kawę i ciastko. To jest minimum.
Lena nie wiedziała co ma z nim zrobić. Nie chciała od niego nic. I mimo że była napaloną fanką Borussii i każdego piłkarza stamtąd, to miała jakieś wewnętrzne granice. Ale jeśli ją prosi, błaga wręcz, wypadałoby się zgodzić.
– Miałam dzisiaj piec rogaliki. – burknęła do siebie.
– To możemy u mnie. Mam dobrze wyposażoną kuchnię. - uśmiechnął się.
Ta. Wiem to. Przecież byłam u ciebie, pomyślała.
– No dobrze, bo mnie jeszcze zamęczysz tym błaganiem. – zaśmiała się cicho. – To o której? – zapytała.
– Może o czternastej? Adres znasz, nie?
– Tak znam. – odpowiedziała z uśmiechem. – To do zobaczenia. – szepnęła i pokierowała się do kasy.
Jedno wiedziała na pewno. To spotkanie zapamięta do końca życia...
___________________________
Witam o nieco późnej godzinie. Ostatnio tak mam, że lepiej mi się pisze wieczorami. Po prostu palce same chodzą :)
Co do rozdziału, to myślę, że najgorszy on nie jest i wam przypadnie w mniejszym lub większym stopniu do gustu.
Do następnego!
P.S. Jak wam się podoba nowy wygląd bloga?
niedziela, 29 czerwca 2014
Rozdział 3
Wkrótce po całym zdarzeniu został podniesiony alarm o kradzieży laptopa, ale nie wszczęto jakiś szczególnych postępowań w związku z tym. Jedynie wyznaczono nagrodę dla uczciwego znalazcy. Interesujące było jednak to, że obie strony walczyły o tego laptopa. Przecież piłkarze mają pieniędzy jak lodu i mogą bez problemu kupić sobie nowy sprzęt.
Lena coraz bardziej zaczynała się martwić o to, czy nikt niej nie nakryje, że ma tego laptopa u siebie.
Lena coraz bardziej zaczynała się martwić o to, czy nikt niej nie nakryje, że ma tego laptopa u siebie.
Od momentu, kiedy schowała go do swojej kryjówki, nie ruszyła go nawet palcem. Nie grzebała w nim, bo i tak nie znała hasła, a poza tym nie miała nawet takiej odwagi, żeby je rozszyfrować i pomyszkować w nim trochę.
Trzy dni temu otrzymała pieniądze za poprzednie włamania do domów piłkarzy, jednak nie cieszyła się z tych pieniędzy. Jak mogła się cieszyć, skoro one były zarobione w jeden z najgorszych sposobów?
O dziwo na razie miała spokój ze zleceniami, co z jednej strony ją bardzo cieszyło, ale z drugiej miała dziwne przeczucia, że coś złego może się wydarzyć. Ale była jednym słowem w kropce. Jeśli Lena przyznałaby się do tego, że cały czas ma sprzęt, ucierpiałoby na tym jej zdrowie, albo nawet i życie, a jeśli zdecydowałaby się oddać laptopa, poszłaby za kratki. Dlatego cały czas miała go u siebie i nikomu nic nie powiedziała, ani nie zrobiła żadnego kroku w którąkolwiek stronę.
Mijał dzień za dniem, Lena nie miała praktycznie nic do roboty. Zero odzewu ze strony Tobiasa lub innego pośrednika o jakiejkolwiek robocie. To znaczyło jedno. Jej pracodawca wpadł w niezłe tarapaty z powodu "nieudanego" włamu.
*
Za oknem padał śnieg. Zima nie była Leny ulubioną porą roku. Wtedy najbardziej odbijała się na niej samotność. Mimo że utrzymywała kontakt z koleżankami, to nie było zbytnio dla niej satysfakcjonujące.
Za oknem padał śnieg. Zima nie była Leny ulubioną porą roku. Wtedy najbardziej odbijała się na niej samotność. Mimo że utrzymywała kontakt z koleżankami, to nie było zbytnio dla niej satysfakcjonujące.
-Lena?
-No?-zapytała Jasmine, siedzącą tuż obok niej na kanapie.
-Znajdź sobie chłopaka.-zaproponowała dziewczyna.-Wtedy może i mi by się to udało i byśmy chodziły na podwójne randki?
-Jasmine czy ty słyszysz samą siebie?-zapytała i się zaśmiała.-Wyobrażasz to sobie? Ja i chłopak? Przecież to by wybuchło po pięciu minutach bycia ze sobą, a co dopiero po spędzeniu roku, dwóch czy nawet całego życia.-mruknęła nieco ciszej.
-A czemu uważasz to za zły pomysł? Narzekasz tylko, że jesteś sama i nie jest ci z tym dobrze.-odparła Jasmine, twardo trzymając się swoich racji.
-Bo jestem typem samotnika i przyjaciele wokół mnie w stu procentach mi wystarczają.
-Czyli chcesz zostać starą panną?-zapytała zszokowana.
-Nie wiem.-jęknęła.-Może kiedyś mi się coś odwidzi, znajdę sobie męża, będę miała dzieci czy coś.
-A jak ci się nie odwidzi?-zapytała.
-Kupię sobie dwanaście kotów i będę się nimi zajmowała.-odpowiedziała Lena z powagą.
Jasmine dosłownie zdębiałą na słowa koleżanki, a ta po chwili wybuchła niepohamowanym śmiechem.
-No bardzo śmieszne.-mruknęła niezadowolona.
-No jejku, nie znasz mnie? Zawsze sobie z tego jaja robiłam, a ty wciąż się nabierasz.-westchnęła brunetka.
-Utrzymujesz z kimś kontakt z Polski?-zapytała nagle.
-A czemu pytasz?
-Z ciekawości. Nigdy nie wspominasz jakoś o swoich znajomych.-zauważyła Jasmine.
Żebym jeszcze miała jakiś znajomych, pomyślała w duchu.
-Nie jakoś nie. Kontakty się pourywały zaraz po tym, jak się przeprowadziłam. Z resztą byłam mała, więc i tak żadna ze znajomości tak na prawdę nie miała prawa przetrwać.-westchnęła ciężko.
-Szkoda.-szepnęła ze skruchą.
-Spoko, przecież to nie twoja wina.-zaśmiała się pogodnie.
W pewnej chwili obie dziewczyny usłyszały dzwonek do drzwi.
-Zapraszałaś kogoś?-zapytała nieco zaskoczona.
-Nie właśnie.-odparła Lena.
Wstała i poszła otworzyć drzwi. Za każdym razem bała się, że to ktoś z jej pracy. Kiedy jednak otworzyła je, stanęła jak wryta.
-Przepraszam, szukam...- zaczął lekko zdezorientowany mężczyzna.-Lena?-zapytał oniemiały.
-Andrzej?- wydusiła z siebie tak zaskoczona, że ledwo złożyła poprawnie jego imię po polsku.
-Jezu kopa lat!-zaśmiał się uradowany i wyściskał dziewczynę za wszystkie czasy.
-Jak ty się zmieniłeś! Boże. Nie poznałabym, gdyby nie mina nieśmiałego chłoptasia.-zawtórowała mu Lena.-Skąd wiedziałeś, że tu mieszkam?-zapytała.
-Intuicja.
-A tak na serio?-spojrzała na niego.
-Troszkę w necie poszukałem i oto jestem.-posłał dziewczynie promienny uśmiech.
-Wejdź. Nie będziemy stali na klatce, jak głupki.-zaprosiła Andrzeja do środka gestem.
Jasmine była w niemałym szoku, kiedy zobaczyła Andrzeja idącego w jej stronę.
-Poznajcie się. Andrzej, to jest Jasmine, moja kumpela. Jasmine to jest Andrzej, mój kolega z dzieciństwa.-przedstawiła ich sobie po angielsku, ponieważ Jasmine nie znała polskiego.
Lena uśmiechnęła się delikatnie, kiedy uścisnęli swoje dłonie.
-Miło poznać.-uśmiechnął się szatyn.
-A mówiłaś, że kontakty ze znajomymi z Polski są urwane.-zauważyła podejrzliwie rudowłosa.
-Internet sporo zdziałał.-wtrącił chłopak.
-A właśnie. Jak tam kariera?-zapytała dociekliwie Lena.
-Jaka kariera?-spojrzała Jasmine na Lenę.
-Andrzej jest siatkarzem, co można wywnioskować już po samym wzroście.-uśmiechnęła się pogodnie Lena.
-A więc gram dla reprezentacji i Skry Bełchatów.-podrapał się po głowie.
-Przecież wiem.-odpowiedziała szybko.
-To czemu się pytasz?-zapytał nieco zdziwiony.
-Bo chciałam wiedzieć, jak się czujesz, czy zamierzasz zmieniać klub i takie tam.
-W Bełchatowie jest świetnie. Długo już tam jestem i atmosfera jest nieziemska. Mam porypanych do kwadratu kolegów.-zaśmiał się.
-To super.-posłała mu ciepły uśmiech Lena.-A jak zdrowie? Nie masz żadnej kontuzji? Nic cię nie boli?
-Nie no co ty.-zaśmiał się.-Jestem odporny na takie rzeczy.
-To jeszcze pamiętam.-zawtórowała mu brunetka.
-A co u ciebie?-zapytał z zainteresowaniem.
-Jak widzisz mieszkam sama.
-To było twoje marzenie.-wtrącił.
-Jak widać już spełnione. No pracuję, dość dobrze zarabiam.-dodała.-Prowadzę normalne życie. Z pozoru nudne, ale jest nawet okej.
-Lena, ja chyba się już zwijam do domu. Nie chcę przeszkadzać. - zaczęła się wycofywać nieco odrzucona Jasmine.
-Daj spokój nie przeszkadzasz.-odparła natychmiast.- A właśnie! Jak tam autografy od Ramseya?-zapytała z zainteresowaniem.
-No jeszcze kuzyn czeka, miejmy nadzieję, że niedługo przyjdą, bo po prostu chłopak nie wytrzymuje.-zaśmiała się delikatnie.
-Słyszałam, że u niego jest sto procent na odpowiedź, więc na pewno dostanie list zwrotny.-poklepała koleżankę po ramieniu.
-Też bawicie się w autografy?-zapytał Andrzej i się przysiadł.
-A czemu nie?-zapytały dziewczyny.
-Nie gadaj, że ty się w to nie bawisz.-spojrzała na niego Jasmine.
-Bawię się, bawię, ale ja akurat dostaje listy.-uśmiechnął się.
Tak Lena spędziła całe popołudnie. Była bardzo szczęśliwa z powodu wizyty siatkarza. Dawno go nie widziała.
Uśmiech na jego twarzy zawsze działał na dziewczynę pozytywnie, ładował ją dobrą energią, co było jej w tych dniach bardzo potrzebne.
Cieszyła się również z tego, że Jasmine i Andrzej znaleźli wspólny język. Zauważyła nawet, że bardzo mocno się zakolegowali i dobrze poczuli w swoim towarzystwie. Kto wie, może coś z tego wyniknie...
Tymczasem w głowie Leny zrodził się pewien plan związany z laptopem Marco Reusa. Był on dość odważny i w ogóle nie było pewności, że on w praktyce wypali w stu procentach, bo wiązało się z tym bardzo duże ryzyko, że albo dowie się mafia, albo ona pójdzie za kratki.
*
Od wizyty jej dawnego przyjaciela minął już tydzień. Lena po raz kolejny zaczynała w swoim pamiętniku opisywać plan działania, jednak za każdym razem każdy napisany punkt został zamazany, bądź wyrwała kartę. W końcu nie wytrzymała nerwowo.
-Pierdolę to!-zaklęła na głos i rzuciła pamiętnik na swoje biurko.
Wstała i wyjęła ostrożnie laptopa z kryjówki, zapakowała go do swojej torebki i wyszła z domu. Postanowiła działać spontanicznie. Nie miała pewności, czy piłkarz trenuje, czy też jest w domu, ale to była idealna okazja, żeby się tego dowiedzieć. Upewniła się jeszcze, czy na pewno ma laptopa, klucze, telefon itp.
Skręciła w jedną uliczkę, po prawie kilometrze w drugą i była na miejscu. Była dziwnie spokojna. Całe przeczucie, że ktoś ją śledził lub obserwował znikło. Spojrzała na telefon. Nadal cisza ze strony Tobiasa. Coraz bardziej ją to dziwiło, ale też i niepokoiło. Niemożliwe było, żeby zlecenia, nawet najdrobniejsze się skończyły. To nie było w ich stylu.
Nagle się z kimś zderzyła.
-O. Przepraszam najmocniej.-powiedziałam szybko, zdezorientowana przez całe zdarzenie.
-Nic się nie stało. -usłyszałam ciepły, męski głos. -Wszystko w porządku? Nie uszkodziłaś się?-zapytał z przejęciem.
Dziewczyna uniosła głowę niepewnie i spojrzała na mężczyznę.
Serce na moment jej stanęło. Nagle nie potrafiła skleić żadnego sensownego zdania ani po niemiecku, ani po angielsku, ani po polsku. Wiedziała jedno. Jej cały plan diabli wzięli...
____________________________________
Witam :)
Dzisiaj mam dla was taki oto rozdział. Nie jestem z niego w stu procentach zadowolona, bo mam dziwne przeczucie, że jest nieco krótki.
I tutaj domyślamy się, kto wpadł na Lenę :) Niektórzy pewnie już wiedzą, kto :)
Tak czy inaczej, mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
Wasze komentarze naprawdę mnie motywują, więc wiecie, co robić!:-)
Do następnego!
środa, 25 czerwca 2014
Rozdział 2
Lena siedziała na krześle w kuchni jak na szpilkach. Stukała nerwowo palcami o stół. Wiedziała, że jeśli tego nie zrobi to po niej. Patrzyła nerwowo na zegar i tylko obserwowała, jak godziny zamieniają się w minuty. W pewnej chwili wstała i podeszła do okna. Miała stamtąd idealny widok na sklep monopolowy, pod którym miała się pojawić. Było pusto. Westchnęła ciężko, ubrała bluzę, zamknęła mieszkanie i pokierowała się w umówione miejsce.
Usiadła na obdartej z farby ławce. Czuła delikatny chłód na twarzy, gdyż wiatr lekko zawiewał. Zmrużyła delikatnie oczy i zaczerpnęła powietrza.
-Pojawiłaś się.-podszedł do niej zakapturzony mężczyzna.
Nie minął ułamek sekundy i siedziała wyprostowana, jakby miała zaraz iść na lekcji do odpowiedzi. Potaknęła jedynie głową.
-Jakie są szczegóły? Kiedy, jak i gdzie?-zapytała z mostu, ignorując wypowiedź mężczyzny.
-Spokojnie. Poczekajmy na Tobiasa.-oznajmił i przysiadł się do Leny.
Czekali jeszcze dziesięć minut na Tobiasa.
-No w końcu. Co tak długo?
-Opóźnienie z przesyłką. - mruknął niezadowolony.-Przyszła?-zapytał po chwili.
-Siedzi na ławce.-odpowiedział i wskazał na Lenę palcem.
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na dwójkę rozmawiającą parę kroków od niej.
-Super.- ucieszył się.
Lena wstała i podeszła do nich.
-Tu masz potrzebne wiadomości na temat celu. Jedyne co masz zrobić, to zakraść się, zwinąć laptopa, a resztę procedury znasz.
-A co jest takiego ważnego w tym laptopie?-zapytała z zainteresowaniem.
-To już koleżanko nie twój biznes.
-No skoro mam go zwinąć i narazić swoje życie, to raczej muszę mniej więcej wiedzieć, co w nim takiego ważnego jest, prawda?-spojrzała na Tobiasa.
-Masz tylko zrobić to, co masz do zrobienia i nie zadawać zbędnych pytań, jasne?-warknął.
Lena już podarowała sobie podchody i się uciszyła. Stali tak w trójkę. Nawet nie zamienili słowa.
-Dobra zmywaj się stąd, bo ktoś jeszcze zacznie coś podejrzewać.-odezwał się zakapturzony mężczyzna do Leny.
Nie sprzeciwiając się, szybko zmyła się do swojego mieszkania. Na kilometr było czuć od niej przerażenie, mimo że okazywała je na różne sposoby.
*
Im bliżej było do wyznaczonego terminu na dostarczenie przesyłki, tym bardziej Lena popadała w paranoję. Chodziła z kąta w kąt w swoim mieszkaniu. Nie mogła usiedzieć spokojnie.
Dziwne zachowanie Leny zaczęło się rzucać w oczy. Mianowicie Jessica zaczęła się niepokoić o koleżankę, gdyż ta nic nie jadła, nie piła, praktycznie w ogóle nie spała. Zastanawiała się powoli zastanawiać, jak organizm Leny funkcjonuje. Robił się z niej wrak człowieka i to było widać gołym okiem.
Jenna też na tym ucierpiała. Od blisko dwóch tygodni z Leną nie wymieniły ani jednej wiadomości. Kiedy przyjaciółka korespondencyjna już napisała nawet zwykłe hej, ta nie odpisała.
Jenna nie kryła, że się martwi o Lenę. Próbowała się do niej dodzwonić na komórkę, skype'a, ale dziewczyna za każdym razem odrzucała połączenie. Lena zdawała sobie sprawę, że w taki sposób może jedynie zrazić do siebie Brytyjkę, ale nie mogła z nią rozmawiać, bo uważała, że nie jest idiotką i nie nabierze się na jej ton głosu. I reasumując miała rację.
*
Brunetka była ubrana od góry do dołu na czarno. Włosy miała uczesane w niechlujnego koka. Nie miała żadnego make-upu na twarzy. Na samą myśl, że miała włamać się do domu jednego z jej ulubionych piłkarzy, przyprawiał ją o dreszcze.
-W co ja się wpakowałam.-westchnęła sama do siebie.
Ubrała trampki, wzięła wcześniej przygotowaną torbę z narzędziami do rozbrojenia zamków i innymi rzeczami, po czym wyszła z domu.
Do miejsca zamieszkania Marco Reusa miała krótką drogę. Dwie przecznice dokładnie. Szczęście zdawało się jej sprzyjać, gdyż dzisiaj był mecz Borussia Dortmund-Schalke, a z tego co wyczytała w internecie, to właśnie Reus był w wyjściowej jedenastce.
Po parunastu minutach Lena była pod domem piłkarza. Serce biło jej jak oszalałe. Przeskoczyła przez ogrodzenie i po cichu przemknęła do tylnych drzwi. Jak przypuszczała, były zamknięte.
Zabrała się do pracy. Po około dwóch minutach byłą w środku. Tak, tylko gdzie jest jego sypialnia? Zapytała samą siebie w myślach. Pomknęła szybko na piętro. Otwierała po kolei każde drzwi. Lena zaczynała się powoli denerwować, bo żadne z pomieszczeń, w których była, nie wyglądało na sypialnie.
W końcu. Ostatnie drzwi na końcu korytarza. Otworzyła je i weszła do środka. Bingo. W końcu trafiła na sypialnię. Tylko teraz trzeba było znaleźć komputer. Leżał na samym widoku, czyli na łóżku. Otworzyła go i uruchomiła, żeby sprawdzić, czy to jest na pewno własność Marco Reusa. Poszperała troszeczkę. Sprawdzanie szło jej dość opornie, patrząc na jej trzęsące się ręce. Wszystko się zgadzało.
Teraz pozostało jej tylko jedynie sprawnie opuścić jego dom i dotrzeć do swojego mieszkania. Wyszła takim samym sposobem jakim weszła. Obyło się bez zbędnych problemów, mimo że dom był strzeżony przez ochronę.
Przerzuciła ostrożnie torbę przez płot, potem sama przeskoczyła. Niestety niefortunnie spadła na lewą stopę.
-Cholera.-syknęła pod nosem i zmyła się stamtąd, jak najszybciej się dało.
Doczłapała się do swojego mieszkania, utykając. Torbę położyła na stole w kuchni. Usiadła na sofie i schowała twarz w dłoniach. Wyjęła telefon z kieszeni i chciała napisać wiadomość Tobiasowi, ale się zawahała. Nie wiedziała do czego potrzebny był im laptop Reusa.
Lena odłożyła telefon na stół. Popatrzyła na torbę. Wyjęła laptopa z niej. Nie oddam go im. Nie ma mowy pomyślała. Schowała go w skrytce za szafą z ubraniami. Dopiero po tym zadzwoniła do Tobiasa.
-Co jest?
-Ktoś mnie uprzedził.
-Jak to uprzedził?!
-Ktoś zwinął laptopa przede mną. - powiedziała na wdechu.
-Jak to zwinął?!
-Przyjedź to się przekonasz. Nie mam tego laptopa. Ktoś przeczesał jego dom grubo przede mną.
-Za pięć minut będę.-odpowiedział wyraźnie zdenerwowany i się rozłączył.
Krzewczyk będziesz się smażyła za to w piekle. Ale chodziło głównie o jej zażyłość do piłkarzy Borusii.
-Jak to nie masz tego laptopa? Co się tam wydarzyło?!- wpadł znerwicowany Tobias.
-Kiedy tam przyszłam, jakaś zakapturzona postać akurat stamtąd uciekała. Na początku nic mi to nie dało do myślenia, ale kiedy przeczesałam cały dom... Laptopa szlag trafił. Nigdzie go nie było. - westchnęła i usiadła na sofie.
-Jesteś pewna, że sprawdziłaś każde pomieszczenie?-zapytał nieco spokojniej.
-Tak, sprawdziłam. Z resztą nie trzymałby laptopa, którego używa na co dzień w sejfie. Pomyśl trochę. To nie boli.-odparła sarkastycznie.
-Zważaj sobie.-warknął.
-Sory.-mruknęła pod nosem jak rozkapryszone dziecko.
-Jeśli dowiem się, że kłamiesz...
-Tobias zastanów się trochę.- weszła mu między słowa Lena.-Nigdy nie nawaliłam, czy to był Szczęsny, Ramos, Bale czy reszta piłkarzy, u których byłam. Zawsze mieściłam się w terminach, wywiązywałam się ze wszystkiego od samego początku.
-Dobra skończ. Wiem do czego zmierzasz.-przerwał jej.-Pomyśli się nad tym później. Teraz trzeba pomyśleć, co powiemy szefowi?
-My?- zapytała zszokowana.
-Ty byłaś wykonawcą, a ja za ciebie odpowiadam. Nie mamy laptopa, czyli oboje mamy przekichane.
-I nagle zacząłeś się przejmować, co ze mną będzie?-uniosła jedną brew.
-Takich jak ty mam na pęczki, ale jeśli chodzi o włamy, jesteś najlepsza.
-Dzięki.-mruknęła.
To wcale nie było dla niej komplementem, tylko znakiem, że nieprędko się od niego uwolni.
-Dobra ja się zmywam. Nic tu po mnie i tak.
-Kiedy będzie kasa za poprzednie?
-Jutro w południe wpadnę.-westchnął.
Odprowadziła go do drzwi, mocno utykając na lewą nogę. W duchu krzyczała z bólu, ale twarz miała kamienną.
-Wszystko okej?-zapytał Tobias.
-Ta. Niby czemu miałoby nie być?
-Bo kulejesz? I to widać?-zapytał.
-Taa.-mruknęła z zażenowaniem.-Mały wypadek przy pracy w drodze powrotnej. Z resztą. Nie ważne.-odpowiedziała stanowczo, kiedy zorientowała się, że zaczyna opowiadania typu "Jak ci minął dzień?".
-Do jutra.
-Ta. Z pewnością.-mruknęła.
Kiedy Lena zamknęła za nim drzwi, oparła się o nie i przełknęła ślinę. To zaczynało wymykać się spod kontroli. Prawdą było to, że jeśli Tobias dowie się o tym, że ona schowała przed nim tego laptopa, jej życie skończy się szybciej niż nieudana impreza nastolatków...
_________________________________
Cześć :) Przepraszam, że rozdział nie pojawił się przez ostatnie półtora tygodnia, ale internet i komputer odmówiły mi posłuszeństwa ostatecznie.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Dajcie znać co sądzicie.
Do następnego :)
Usiadła na obdartej z farby ławce. Czuła delikatny chłód na twarzy, gdyż wiatr lekko zawiewał. Zmrużyła delikatnie oczy i zaczerpnęła powietrza.
-Pojawiłaś się.-podszedł do niej zakapturzony mężczyzna.
Nie minął ułamek sekundy i siedziała wyprostowana, jakby miała zaraz iść na lekcji do odpowiedzi. Potaknęła jedynie głową.
-Jakie są szczegóły? Kiedy, jak i gdzie?-zapytała z mostu, ignorując wypowiedź mężczyzny.
-Spokojnie. Poczekajmy na Tobiasa.-oznajmił i przysiadł się do Leny.
Czekali jeszcze dziesięć minut na Tobiasa.
-No w końcu. Co tak długo?
-Opóźnienie z przesyłką. - mruknął niezadowolony.-Przyszła?-zapytał po chwili.
-Siedzi na ławce.-odpowiedział i wskazał na Lenę palcem.
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na dwójkę rozmawiającą parę kroków od niej.
-Super.- ucieszył się.
Lena wstała i podeszła do nich.
-Tu masz potrzebne wiadomości na temat celu. Jedyne co masz zrobić, to zakraść się, zwinąć laptopa, a resztę procedury znasz.
-A co jest takiego ważnego w tym laptopie?-zapytała z zainteresowaniem.
-To już koleżanko nie twój biznes.
-No skoro mam go zwinąć i narazić swoje życie, to raczej muszę mniej więcej wiedzieć, co w nim takiego ważnego jest, prawda?-spojrzała na Tobiasa.
-Masz tylko zrobić to, co masz do zrobienia i nie zadawać zbędnych pytań, jasne?-warknął.
Lena już podarowała sobie podchody i się uciszyła. Stali tak w trójkę. Nawet nie zamienili słowa.
-Dobra zmywaj się stąd, bo ktoś jeszcze zacznie coś podejrzewać.-odezwał się zakapturzony mężczyzna do Leny.
Nie sprzeciwiając się, szybko zmyła się do swojego mieszkania. Na kilometr było czuć od niej przerażenie, mimo że okazywała je na różne sposoby.
*
Im bliżej było do wyznaczonego terminu na dostarczenie przesyłki, tym bardziej Lena popadała w paranoję. Chodziła z kąta w kąt w swoim mieszkaniu. Nie mogła usiedzieć spokojnie.
Dziwne zachowanie Leny zaczęło się rzucać w oczy. Mianowicie Jessica zaczęła się niepokoić o koleżankę, gdyż ta nic nie jadła, nie piła, praktycznie w ogóle nie spała. Zastanawiała się powoli zastanawiać, jak organizm Leny funkcjonuje. Robił się z niej wrak człowieka i to było widać gołym okiem.
Jenna też na tym ucierpiała. Od blisko dwóch tygodni z Leną nie wymieniły ani jednej wiadomości. Kiedy przyjaciółka korespondencyjna już napisała nawet zwykłe hej, ta nie odpisała.
Jenna nie kryła, że się martwi o Lenę. Próbowała się do niej dodzwonić na komórkę, skype'a, ale dziewczyna za każdym razem odrzucała połączenie. Lena zdawała sobie sprawę, że w taki sposób może jedynie zrazić do siebie Brytyjkę, ale nie mogła z nią rozmawiać, bo uważała, że nie jest idiotką i nie nabierze się na jej ton głosu. I reasumując miała rację.
*
Brunetka była ubrana od góry do dołu na czarno. Włosy miała uczesane w niechlujnego koka. Nie miała żadnego make-upu na twarzy. Na samą myśl, że miała włamać się do domu jednego z jej ulubionych piłkarzy, przyprawiał ją o dreszcze.
-W co ja się wpakowałam.-westchnęła sama do siebie.
Ubrała trampki, wzięła wcześniej przygotowaną torbę z narzędziami do rozbrojenia zamków i innymi rzeczami, po czym wyszła z domu.
Do miejsca zamieszkania Marco Reusa miała krótką drogę. Dwie przecznice dokładnie. Szczęście zdawało się jej sprzyjać, gdyż dzisiaj był mecz Borussia Dortmund-Schalke, a z tego co wyczytała w internecie, to właśnie Reus był w wyjściowej jedenastce.
Po parunastu minutach Lena była pod domem piłkarza. Serce biło jej jak oszalałe. Przeskoczyła przez ogrodzenie i po cichu przemknęła do tylnych drzwi. Jak przypuszczała, były zamknięte.
Zabrała się do pracy. Po około dwóch minutach byłą w środku. Tak, tylko gdzie jest jego sypialnia? Zapytała samą siebie w myślach. Pomknęła szybko na piętro. Otwierała po kolei każde drzwi. Lena zaczynała się powoli denerwować, bo żadne z pomieszczeń, w których była, nie wyglądało na sypialnie.
W końcu. Ostatnie drzwi na końcu korytarza. Otworzyła je i weszła do środka. Bingo. W końcu trafiła na sypialnię. Tylko teraz trzeba było znaleźć komputer. Leżał na samym widoku, czyli na łóżku. Otworzyła go i uruchomiła, żeby sprawdzić, czy to jest na pewno własność Marco Reusa. Poszperała troszeczkę. Sprawdzanie szło jej dość opornie, patrząc na jej trzęsące się ręce. Wszystko się zgadzało.
Teraz pozostało jej tylko jedynie sprawnie opuścić jego dom i dotrzeć do swojego mieszkania. Wyszła takim samym sposobem jakim weszła. Obyło się bez zbędnych problemów, mimo że dom był strzeżony przez ochronę.
Przerzuciła ostrożnie torbę przez płot, potem sama przeskoczyła. Niestety niefortunnie spadła na lewą stopę.
-Cholera.-syknęła pod nosem i zmyła się stamtąd, jak najszybciej się dało.
Doczłapała się do swojego mieszkania, utykając. Torbę położyła na stole w kuchni. Usiadła na sofie i schowała twarz w dłoniach. Wyjęła telefon z kieszeni i chciała napisać wiadomość Tobiasowi, ale się zawahała. Nie wiedziała do czego potrzebny był im laptop Reusa.
Lena odłożyła telefon na stół. Popatrzyła na torbę. Wyjęła laptopa z niej. Nie oddam go im. Nie ma mowy pomyślała. Schowała go w skrytce za szafą z ubraniami. Dopiero po tym zadzwoniła do Tobiasa.
-Co jest?
-Ktoś mnie uprzedził.
-Jak to uprzedził?!
-Ktoś zwinął laptopa przede mną. - powiedziała na wdechu.
-Jak to zwinął?!
-Przyjedź to się przekonasz. Nie mam tego laptopa. Ktoś przeczesał jego dom grubo przede mną.
-Za pięć minut będę.-odpowiedział wyraźnie zdenerwowany i się rozłączył.
Krzewczyk będziesz się smażyła za to w piekle. Ale chodziło głównie o jej zażyłość do piłkarzy Borusii.
-Jak to nie masz tego laptopa? Co się tam wydarzyło?!- wpadł znerwicowany Tobias.
-Kiedy tam przyszłam, jakaś zakapturzona postać akurat stamtąd uciekała. Na początku nic mi to nie dało do myślenia, ale kiedy przeczesałam cały dom... Laptopa szlag trafił. Nigdzie go nie było. - westchnęła i usiadła na sofie.
-Jesteś pewna, że sprawdziłaś każde pomieszczenie?-zapytał nieco spokojniej.
-Tak, sprawdziłam. Z resztą nie trzymałby laptopa, którego używa na co dzień w sejfie. Pomyśl trochę. To nie boli.-odparła sarkastycznie.
-Zważaj sobie.-warknął.
-Sory.-mruknęła pod nosem jak rozkapryszone dziecko.
-Jeśli dowiem się, że kłamiesz...
-Tobias zastanów się trochę.- weszła mu między słowa Lena.-Nigdy nie nawaliłam, czy to był Szczęsny, Ramos, Bale czy reszta piłkarzy, u których byłam. Zawsze mieściłam się w terminach, wywiązywałam się ze wszystkiego od samego początku.
-Dobra skończ. Wiem do czego zmierzasz.-przerwał jej.-Pomyśli się nad tym później. Teraz trzeba pomyśleć, co powiemy szefowi?
-My?- zapytała zszokowana.
-Ty byłaś wykonawcą, a ja za ciebie odpowiadam. Nie mamy laptopa, czyli oboje mamy przekichane.
-I nagle zacząłeś się przejmować, co ze mną będzie?-uniosła jedną brew.
-Takich jak ty mam na pęczki, ale jeśli chodzi o włamy, jesteś najlepsza.
-Dzięki.-mruknęła.
To wcale nie było dla niej komplementem, tylko znakiem, że nieprędko się od niego uwolni.
-Dobra ja się zmywam. Nic tu po mnie i tak.
-Kiedy będzie kasa za poprzednie?
-Jutro w południe wpadnę.-westchnął.
Odprowadziła go do drzwi, mocno utykając na lewą nogę. W duchu krzyczała z bólu, ale twarz miała kamienną.
-Wszystko okej?-zapytał Tobias.
-Ta. Niby czemu miałoby nie być?
-Bo kulejesz? I to widać?-zapytał.
-Taa.-mruknęła z zażenowaniem.-Mały wypadek przy pracy w drodze powrotnej. Z resztą. Nie ważne.-odpowiedziała stanowczo, kiedy zorientowała się, że zaczyna opowiadania typu "Jak ci minął dzień?".
-Do jutra.
-Ta. Z pewnością.-mruknęła.
Kiedy Lena zamknęła za nim drzwi, oparła się o nie i przełknęła ślinę. To zaczynało wymykać się spod kontroli. Prawdą było to, że jeśli Tobias dowie się o tym, że ona schowała przed nim tego laptopa, jej życie skończy się szybciej niż nieudana impreza nastolatków...
_________________________________
Cześć :) Przepraszam, że rozdział nie pojawił się przez ostatnie półtora tygodnia, ale internet i komputer odmówiły mi posłuszeństwa ostatecznie.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Dajcie znać co sądzicie.
Do następnego :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)